Za moment DELE, prawko, IELTS, matura, szkoła...
Na szczęście przez ten czas miałam do czego odliczać.
2 listopada. Koncert OneRepublic. Wiedziałam, że będę się dobrze bawić, bo zawsze lubiłam ich piosenki, ale nie myślałam, że będzie aż tak genialnie... i że Ryan będzie tak blisko mnie...
Uwielbiam koncerty za to, że podczas nich nie myśli się absolutnie o niczym. Po prostu płynę z falą. Śpiewam (no dobra, drze ryja) razem ze wszystkimi, skaczę, śmieję się, płaczę ze szczęścia. Przez te dwie godziny zapominam o świecie i jestem najszczęśliwsza na świecie.
A potem jest najgorzej.
Tak zwana depresja pokoncertowa. Bolesny powrót do rzeczywistości, gdy w drodze do szkoły płaczesz na przystanku, że przed kilkoma godzinami bawiłaś się w jednym pomieszczeniu ze wspaniałym artystą światowego formatu a teraz idziesz pisać kartkówkę ze stereometrii.
Ale warto. Nie żałuję żadnej złotówki wydanej na koncerty, bo są to wydarzenia, które zostają w pamięci absolutnie na całe życie.
musiało być cudownie! mój kolega był i jest zachwycony :)
ReplyDelete