15 Sept 2014

La ciudad de los sueños

Z Barcelony wróciłam 20 lipca i serio nie mam pojęcia co robiłam przez resztę wakacji że nie mogłam ogarnąć się i wrzucić zdjęć. Teraz jestem niestety chora, ale przynajmniej mam trochę czasu żeby nadrobić zaległości.
Do tego pięknego miasta poleciałam na kurs języka hiszpańskiego. Pierwszy raz w życiu leciałam sama samolotem i mieszkałam przez dwa tygodnie w obcym kraju. Myślę, że dużo mnie to nauczyło i uświadomiłam mojej rodzinie, że potrafię sama o siebie zadbać (chyba wszyscy myśleli, że po dwóch dniach zadzwonię z płaczem, że chcę wracać). Miałam moment załamania, w pierwszy dzień szkoły, gdy jeszcze nikogo nie znałam, albo gdy pierwszy raz sama jechałam metrem, ale wiedziałam, że muszę się przełamać.
Jeśli chodzi o samo miasto, jest faktycznie przepiękne, ma swój klimat i wiele miejsc wartych zobaczenia. Miałam okazję zgubić się w starych klimatycznych uliczkach, oglądać mecz w najbardziej znanym pubie w mieście, próbować lokalnych alkoholi, rozmawiać z mnóstwem ludzi z przeróżnych państw z całego świata, posmakować "la vida cotidiana" miejscowych ludzi... Absolutnie polecam każdemu taki wyjazd. Niesamowite wspomnienia!











 Ninnet miała charakter iście hiszpański - lubiła gryźć, drapać i snuć niecne plany ;)

















 Tibidabo - najwyższy szczyt w Barcelonie.




 Tibidabo z dołu :)

 Sagrada Familia do której nie weszłam, zatem mam poważny powód żeby wrócić ;)
Myyyyy! Od lewej: z Włoch, z Rosji x2, z Niemiec i z Francji.

2 comments: